środa, 2 stycznia 2013

1. Milczenie jest najcięższą bronią

Półprzytomnym wzrokiem patrzyłam na drzewa, którymi delikatnie poruszał wiatr. Tylko tyle mogłam zrobić, nic innego mi już nie pozostało. Nie byłam człowiekiem, już nie. Leżałam bezwładnie na szpitalnej pryczy i modliłam się o rychłą śmierć. Byłam przedmiotem przykutym do łóżka, który został pozbawiony ważnego elementu, bez którego już nie istnieje. Mnie w tym wypadu zabrali moją heroinę, moją siłę, moją nadzieję na przyszłość.
Z każdą sekundą czułam się coraz gorzej. Gęsia skóra nawet na moment nie ustępowała z mojej bladej skóry, serce niczym szalone kołatało się w piersi jakby za chwile miało złamać żebro, a skurcze mięśni były na tyle intensywne, że wykręcało mi knykcie powodując tym samym nieopisany ból. Nie mogłam jeść, pić, spać, oddychanie sprawiało mi niewyobrażalną trudność. Jeśli tak mają wyglądać moje ostatnie podrygi na tym świecie, to niech się ktoś wreszcie nade mną zlituje i wbije mi ten cholerny nóż prosto w serce i ulży w cierpieniu.
            Z tego, co zdołałam usłyszeć od pielęgniarek jest to piata doba mojego zespołu abstynencyjnego. Przez głowę przechodziło mi wiele myśli, bo cóż to takiego? Nie wiedziałam i wiedzieć nie chciałam. Ta wiedza była mi zupełnie zbędna, potrzebowałam ćpania, a ćpanie potrzebowało mnie. Nie wiedziałam ile jeszcze tak wytrzymam i właściwie, co takiego miałabym tu robić. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować i tylko ciągłe kroplówki podtrzymywały mnie przy życiu. Pytanie tylko, czy warto? Ja nie potrzebowałam niczyjej pomocy, było mi dobrze samej ze sobą i  moimi przyzwyczajeniami. Bo moja heroina nałogiem nie jest i nigdy nie będzie. Ot zwykła odskocznia od ponurej rzeczywistości i wszystkich problemów.
Nigdy nie chciałam pamiętać – niczego. Dzieciństwa, młodości, matki, ojczyma, życia. Chciałam zapomnieć, że jestem, wpaść w nieistnienie. O tym marzyłam, ćpanie właśnie mi to dawało. Kolejne pytanie, czemu?  Podobno nie ma trudnych pytań, są tylko trudne odpowiedzi. W moim przypadku, to życie było trudne i w dość specyficzny sposób dawało o sobie znać. Szybki rozwód rodziców, którego nota bene nie pamiętam, potem liczne romanse matki, a na końcu on. Potem wszystko potoczyło się z górki. Ucieczki, znajomi, bieg, strach. Wszystko wchodziło w krew z zawrotną szybkością, a mój zaledwie czternastoletni umysł chłonął wszystkie złe nawyki niczym gąbka wodę.
            - Witaj Lana – usłyszałam za plecami nieprzyjemny głos Luisa. Z wielkim trudem łypnęłam na niego kątem oka i z kamiennym wyrazem twarzy wpatrywałam się w niego dłużą chwilę. – Jak się masz?
Coraz częściej zastanawiałam się kim jest ten czterdziestokilkuletni mężczyzna, ponieważ nazwanie go lekarzem w moim mniemaniu jest wielkim nadużyciem. To, że zagląda do mnie co dzień i pyta o moje samopoczucie, nie czyni go lekarzem, a tym bardziej psychologiem. Dla mnie był po prostu znajomym Cheryl, która powiedziała mu wyssane z palca z historie lub podkolorowane przez nią epizody z mojego życia. Ta kobieta może i była moją matką, ale oprócz nienawiści nie łączyło nas zupełnie nic.
- Tym razem ci nie odpuszczę i do póki mi nie odpowiesz, będę tu siedział. – powodzenia, pomyślałam i przymknęłam powieki. On doskonale sobie zdawał sprawę, że jego obecność doraźnie działała na mój układ nerwowy. Gdybym była w pełni sprawna, a ktoś zapewniłby mnie, że zabicie go będzie sposobem ucieknięcia stąd i naćpania się – zrobiłabym to. Bez wahania rzuciłabym mu się na szyję i własnymi zębami przegryzła tętnice, ciesząc swoje oczy widokiem tryskającej krwi tętniczej.
- Umieram – wychrypiałam w końcu widząc, że Parker rozsiadł się na krześle tuż obok łóżka i lustruje mnie spojrzeniem. Moje struny głosowe chyba zapomniały do czego służą, ponieważ dźwięk, który wydały był ostry i nieprzyjemny.
Poniosłam delikatnie głowę do góry i zobaczyłam jak uśmiechnięty Luis kieruje się do wyjścia z mojej sali. Dotrzymał słowa, czyli nie będzie zbyt ciężkim przeciwnikiem. Jest zbyt słaby, a ja nienawidzę słabych ludzi.
- Kiedy tylko w pełni będziesz panować nad swoim ciałem zaczynasz terapię u mojego najlepszego stażysty – powiedział niby od niechcenia i wyszedł zostawiając mnie samą.
~*~
            Szłam powoli, trzymając się ściany i uważnie stawiając kroki. Niczym dziecko uczyłam się wielu rzeczy, wszystko było takie nowe. Na trzeźwo świat wyglądał zupełnie inaczej, nigdy nie podejrzewałabym, że aż tak.. dobrze. Idąc zgodnie ze wskazówkami siostry oddziałowej znalazłam się przy niewielkich drewnianych drzwiach z napisem terapia poznawczo-behawioralna. Znów zlepek nieznanych mi słów, ale postanowiłam tam wejść. Z duszą na ramieniu przekroczyłam próg pomieszczenia i zobaczyłam dziewięć osób siedzących obok siebie i zawzięcie o czymś dyskutujących.  Niektórzy starsi inni młodsi, ale wszystkich łączyła jedna rzecz. Byli podobni do mnie. Blada skóra, zapuchnięte i przekrwione oczy, rzadkie włosy, trzęsące się dłonie. Najbardziej charakterystyczną rzeczą jednak były krwawe podbiegnięcia na przedramionach większości. Heroiniści, przyjaciele. Przeszło mi rzez myśl i uśmiechnęłam się półgębkiem. Zajęłam miejsce w bezpiecznej odległości, byłam nowa i doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie każdy przyjmie mnie tu z otwartymi ramionami. Byliśmy ćpunami. Nie zależało nam na sobie, na innych ludziach, liczył się tylko narkotyk. Musiałam więc jak najmniej rzucać się w oczy i nie zwracać na siebie uwagi. Bycie w centrum zainteresowania ludzi, nigdy z resztą nie należało do moich priorytetów.
            Pogrążona we własnych myślach, których ostatnimi czasy i tak było zbyt wiele, sama nawet nie wiem kiedy do sali wszedł mężczyzna. Właściwie chłopak, nie był dużo starszy ode mnie. Wysoki, o średniej budowie ciała i pięknych, ciemnych, błyszczących włosach. Zawsze chciałam mieć ładne włosy, a może nawet kiedyś takie były? Nie wiem, nie dużo pamiętam z mojego życia przed narkotykami.  Jego pojawienie się skutkowało urwaniem się wszystkich rozmów, jakby każdy zamarł, padł w letarg. Nie wiem czym to było spowodowane, ale na twarzach moich towarzyszy malował się nawet strach.
Szybko jednak wywiązała się między nimi rozmowa. Przedstawiali mi się, opowiadali o swojej przeszłości, jak to wszystko się zaczęło. Od razu na myśl przyszedł mi Marshall, on właśnie pokazał mi co znaczy prawdziwe życie. Zaczęło się niewinnie. Nie rozstawałam się z tubką kleju i butelką z rozpuszczalnika. Wąchałam dużo i często, podobało mi się to. Czułam się w tedy lekko, a problemy zbiegały na boczny tor. Jakby nie było ich wcale. Jednak po pewnym czasie to już nie wystarczało, mój organizm domagał się nowych doznań. Marsh dał mi w tedy marihuanę i haszysz. Fifka i bletki szybko stały się moimi przyjaciółkami. Byłyśmy niemal nierozłączne, a ja ciągle chodziłam naćpana. Stałam się w tedy postrachem ulicy. Sąsiedzi chowali przede mną swoje dzieci, a sami omijali mnie szerokim łukiem. Imponowało mi to. Pierwszy raz to nie ja się kogoś bałam, ale to ja byłam obiektem strachu. Był to najlepszy rok w moim życiu, ale potem znów rządna wrażeń potrzebowałam czegoś nowego. W tedy w moje ręce wpadła kokaina. Na początku się bałam, myślałam, ze to zbyt wiele nawet jak na mnie. W końcu się odważyłam i spróbowałam, coś niesamowitego. Świat był taki piękny wtedy, a ja miałam siły i chęci by przenosić góry. Uczucie nie do opisania, nie znam słów które byłyby odpowiednie. Jednak mój jakże dziwny organizm kolejny raz uodpornił się na narkotyk. Kolejny raz ogarnął mnie strach, dopadło mnie życie. Nie mogłam sobie na to pozwolić, nie chciałam żyć, a już na pewno nie chciałam być trzeźwą. Właśnie w tym okresie poznałam moją heroinę i jesteśmy razem szczęśliwe od dwóch lat. Oczywiście jednak ludzie nie pozwalają nam żyć razem spokojnie, tylko ciągle rzucają nam kłody pod nogi.
- Lana! Mówię do ciebie – powiedział z wyrzutem w moją stronę i wyrwał mnie tym samym z zamyślenia.
            Siedziałam sama i uśmiechałam się szeroko. Pewnie wziął mnie za wariatkę. A ja jestem normalna, nigdy nikomu nie zrobiłam krzywdy. Czasem nieznośne myśli podpowiadały mi tylko sposoby zabicia niektórych ludzi, ale ja sama nigdy niczego nie zrobiłam. Bo czy tylko w chorobie psychicznej można dojść do najgłębszych podkładów nieświadomości, w stronę minusów nieskończoności?
- Co – mruknęłam oschle i przeniosłam na niego mój wzrok.
- Przez całe zajęcia nie odezwałaś się nawet słowem, a to nie na tym polega – odpowiedział mi i delikatnie uniósł kąciki ust ku górze.
Na szczęście jego głos był przyjemniejszy od Parkera, tego chłopaka mogłabym nawet słuchać, w sumie mogłabym nawet na niego patrzeć.
- Milczenie jest najcięższą bronią – wychrypiałam niepewnie. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, nie teraz kiedy właśnie przyjemne wspomnienia mojego życia spłynęły na mnie i otuliły mnie całą swym ciepłem. Choć na moment byłam szczęśliwa i nie myślałam o ćpaniu, a oni znowu mi to zabrali.
- Jutro będziemy rozmawiać o tym, czym jest uzależnienie, przemyśl to – mruknął i szybko podniósł się z krzesła opuszczając salę.
Wydawało mi się, że uciekał. Czy uciekał przede mną? Kolejny człowiek, który się mnie boi? Przecież nie jestem potworem, jestem tylko niedokończoną kobietą. Bez życia w otchłani nieistnienia.
 ~*~
Nie jest najgorsze, w miarę długie i przemyślane. Dla mojej Agi, bo się postarałam :3

7 komentarzy:

  1. Mi się bardzo podoba :3
    W końcu to przeczytałam, a upierałam sie z tym chyba od 20 minut czyli tyle kiedy to napisałaś. Ale nie, ze mnie to nudziło tylko skupić się nie umiałam c:
    Zajebisty rozdział, czekam na następny bejb :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc... znowu nie powala.


    Dobra, kłamałam. Powala. Jest zajebiste, nieziemskie, chce mi się czytać.
    Naprawdę się postarałaś i takie starania chcę widzieć tu ciągle!
    <3
    Ii dziękuję za dedykację ;* (Bo to chyba o mnie chodzi :rolleyes:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest zawaliste czekam na nn!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też zaczynam się jej bać haha :D nie mam pojęcia do czego prowadzi to opowiadanie, ale z chęcią się dowiem :D
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. no no noooo:D:D się zaczyna:D nie potrafię sobie wyobrazić jak się czuje narkoman, gdy nie może dostać narkotyków, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale ty opisujesz to tak.... tak... doskonale, że aż się zaczynam o ciebie bać! ;o a tak na serio, to naprawdę "widzi mi się" jak opisujesz to wszystko, dopracowujesz każdy szczegół... masakra. jestem pod ogromnym wrażeniem a to dopiero pierwszy rozdział!:D nie mogę doczekać się kolejnego... buziaki!:* [faulty-heart.blogspot.com] [random-way.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Skąd znasz takie trudne słowa xD
    Boooski mógłby być dłuższy ale przeżyję <333


    Czeeeekam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak na sam początek to bardzo, bardzo dobrze. Sama kiedyś pisałam opowiadanie o podobnej tematyce, ale miałam wtedy 14 lat więc zapewne nie było tak dokładnym odzwierciedleniem rzeczywistości jak w tym przypadku. Po szablonie nie spodziewałam się takiej fabuły, wydawawało mi się, że będzie to coś bardziej "zwyczajnego" jednak pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Domyślam się, że owym stażystą jest Justin, prawda? Z takim to ja bym mogła wylądować na odwyku!
    Zapraszam na nowy rozdział na all-too-well i nowego bloga z opowiadaniem no-signature.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń