środa, 22 stycznia 2014

Nowy początek: Prolog

Kurczowo ściskając w dłoni kluczyki od samochodu, zastanawiałam się jakim cudem zgodziłam się tu przyjechać.. znowu. Robienie za kierowcę na piątkowych imprezach zaczęło się robić nudne i denerwujące. Mogłabym w tym czasie robić kilka naprawdę pożytecznych rzeczy.
- Przypomnij mi Kiera, dlaczego tutaj jestem?
- Bo mnie kochasz! – pisnęła i klasnęła w dłonie – Poza tym może wreszcie wyplujesz ten kij, który połknęłaś lata temu.
- Nie połknęłam żadnego kija! – Czy zabicie najlepszej przyjaciółki za bycie beznadziejnie zadurzoną w chłopaku, może być sądzone łagodniej?
Nie sądzę..
- Daj spokój.
- Przestań wreszcie chować głowę w piasek i zacznij żyć naprawdę.
Cóż teoretycznie rzecz ujmując, to moje ciało jest jak najbardziej żywe, ale kto wie, co w słowniku Kiery znaczy żyć naprawdę?
            Słysząc rytm muzyki w oddali mój żołądek mimowolnie się skurczył i poczułam jak dłonie mi się pocą. Cała ulica była zastawiona przez samochody, a chodnikiem szli ludzie pokrzykując i śpiewając na całe gardła. Cudem, udało mi się znaleźć miejsce dwie przecznice dalej od imprezy.
- Cóż ty idź, a ja po Ciebie wrócę koło pierwszej .. – jej spojrzenie było nader wymowne. – To chyba nie jest dobry pomysł
- Daj spokój El! Nie możesz dać się wiecznie gnoić przez Nathana Dupka Collinsa!.
Skrzywiłam się, samo imię i nazwisko tego człowieka wywoływało we mnie obrzydzenie. Co dziwne moje nogi, które do tej pory spokojnie leżały na pedałach teraz same rwały się do ucieczki. To naprawdę nie dorzeczne.
- Kiera, ale jeśli tylko coś pójdzie nie tak od razu wracam do domu, a ty wrócisz z Ivem – Uśmiechnęłam się słabo, starając pocieszyć samą siebie.
- Będzie dobrze Ellie, zobaczysz. Cóż się może stać?
Wszystko..
            Kiera ostatni raz spojrzała na mnie z politowaniem, sięgnęła po torebkę i odpięła pas. Szybko zrobiłam to samo i szłyśmy kierowane dudniącym basem. Im bliżej byłyśmy tym mój żołądek mocniej się zaciskał, cóż musiałam przyznać, że technika zastraszania jaka przyjął Nat’e była bardzo skuteczne. Czułam strach nawet nie wiedząc tak naprawdę czy jaśniepan się tu w ogóle pojawi. Gdy weszłyśmy na podjazd przełknęłam głośno i zobaczyłam, że Kiera zwolniła i teraz szła za mną. Pewnie pisała do swojego chłopaka, Iva, który przyjechał tu wcześniej po treningu koszykówki podczas gdy my w nieskończoność przerzucałyśmy szafę Kiery. No tak jakby my, ja raczej starałam się tylko potakiwać w odpowiednich momentach i zachwalać kolejne jej stroje, ale w głębi ducha już obmyślałam plan ucieczki i przygotowywałam się na potencjalne upokorzenie.
Czerwone kubki i kolorowe butelki, leżały na całym placu przed domem, ludzie wypadali i wpadali przed drzwi krzycząc do siebie w międzyczasie, machając rękami wylewały swoje napoje. Rozpoznałam kilka osób ze szkoły, które witały się ze sobą przy wejściu. Minęłyśmy je i stanęłyśmy w korytarzu rozglądając się.
- Cześć Kiera. Jak leci El? – Sunny Beckam podeszła do nas z szerokim uśmiechem. Jej imię idealnie odzwierciedlało jej osobowość. W całym życiu nie spotkałam takiej wesołej, ciepłej i bezkonfliktowej osoby jak Sun. Była po prostu przemiła, ale większość ludzi uważało ja za ukrywającą się pod pozorami uprzejmości sukę. Co z wami nie tak?!
- Wszystko dobrze Sun! – odpowiedziałyśmy unisono z Kiera, a potem zaśmiałyśmy się, o tak posiadanie przyjaciółki – jedynej przyjaciółki – czasami naprawdę bywa zabawne.
- W takim razie idźcie się dobrze bawić.
Przebywanie tutaj z cała pewnością nie będzie dobrą zabawą, w sumie nie będzie jakąkolwiek zabawą, jeśli Pan Zarozumiały Dupek pojawi się w polu mojego widzenia. Moje ponure myśli od razu poleciały do mojej mamy, która zawsze powtarzała mi bym od razu nie zakładała wszystkiego, co najgorsze i cieszyła się tym, co mam. Przygryzłam wargę tłumiąc śmiech na tę myśl.
Rozejrzałam się dookoła i to co zobaczyłam, wcale mnie nie ucieszyło. Ludzie ci znajomi i ci, których nigdy nie widziałam kręcili się do ryczącej z głośników muzyki, śmiejąc się wesoło. Odbijali się od siebie, krzyczeli, skakali. Byli wielką masą rak, nóg i głów ocierających się o siebie. Potrząsnęłam w oszołomieniu głową i spojrzałam na Kiere, która mrugnęła do mnie porozumiewawczo i skierowała się do kuchni.
- Lepiej żebyś tego nie zniszczył – mruknęłam do siebie.
Wchodząc do przestronnej kuchni dojrzałam, żę wyspa, która znajdowała się na środku pomieszczenia została przemieniona w prowizoryczny bar, który został zastawiony alkoholem, napojami i kubeczkami. Westchnęłam i pomyślałam jakby to było miło upić się dzisiejszego wieczora, ale wiedziałam, że przy tych ludziach, a szczególnie przy jednym nie mogę sobie na to pozwolić.
- El! – w śród szumu i zgiełku udało mi się dosłyszeć moje imię i odwróciłam się. Momentalnie zostałam porwana w silne objęcia Iva Carlsona, chłopaka Kiery i chyba najmilszego chłopaka w całej szkole. Przystojny wysoki brunet o oczach w kolorze onyksu, sylwetce atlety, którym zresztą poniekąd był i najmilszym uśmiechu jaki można sobie wyobrazić. W szkole większość dziewczyn wzdychała do niego i piała z zachwytu na widok jego tatuaży pokrywających niemal całe ręce i klatkę piersiową. Dla mnie był to, ot zwykły przejaw autoekspresji.
- Jak się masz? – Wrzasnął mi do ucha i jeszcze mocniej owinął wokół mnie ramiona. Rzuciłam niepewne spojrzenie w kierunku Kiery, ale ona tylko roześmiała się w głos. – Włochy, co? Na całe wakacje, zazdroszczę ci mała – Momentalnie poczułam jak cała sztywnieje. Gdyby tylko wiedzieli, gdyby każdy z nich znał prawdę z całą pewnością zachowywaliby się inaczej.
- Cóż, huh może jestem szczęściarą – Mruknęłam i starałam się wykrzywić usta w coś na kształt uśmiechu, ale widząc minę Iva zdecydowanie mi się to nie udało.
- Nie martw się, wszyscy będziemy za tobą tęsknić – wykrzyknął z entuzjazmem wyraźnie pijany. Ale cóż, oh tak zdecydowanie wszyscy będą za mną tęsknić.
- Dzięki ..
Wszystkie nerwy napięły mi się jak postronki i zrzedła mi mina. Kilka kroków za Ivem stał Nathan.
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie..
            Strach dosłownie rezonował z mojego ciała, czułam kropelki potu na karku, szybkie bicie serca i suchość w ustach. Całe szczęście, że nie jest jakimś mistycznym stworem, który wyczuwa i żywi się strachem. Teraz z cała pewnością miałby trzydaniowy obiad z deserem.. Podszedł bliżej i z przez jego twarz przebiegło zdziwienie, ale potem zastąpiła je dobrze mi znana mina, typu: nie-mogę-na-ciebie-patrzeć-spieprzaj-mi-z-oczu-poczwaro. Tak, to zdecydowanie mogłam znieść. Chociaż nie, tego też nie mogłam znieść, przecież jeszcze nie tak dawno tak wiele nas łączyło, aż pewnego dnia BAM! I wszystko zniknęło.
Zacisnął szczękę i spojrzał mi prosto w oczy. Oho, zaczyna się, pomyślałam. Czułam jak moje serce jeszcze przyśpiesza i dudni w uszach, co z całą pewnością nie było wskazane. Każde miejsce oprócz tego, w którym się aktualnie znajdowałam wydawało się bardzo kuszące
Nathan, był zdecydowanie przystojny. Wysoki, barczysty, brązowooki z tym cholernym błyskiem w oku i zrzucającym majtki uśmiechem. Bynajmniej do czasu aż nie otworzył ust. W tedy potwierdzało się, że brzydota sięga aż do szpiku kości. Jeśli tak w nim nie mam nawet jednej ładnej komórki.
Jako dzieci byliśmy nierozłączni i uwielbialiśmy siebie z wzajemnością. W kółko powtarzałam, że Nathan jest najlepszy, podejrzewam, że mój tata i dzieciaki w okolicy mieli już tego dosyć, ale taka była prawda. On był idealny dla mnie. Był słodki, wesoły, przyjazny. No i rzecz jasna był najpiękniejszym chłopcem jakiegokolwiek widziałam.
A potem dorósł i zaczął otwierać te swoje nieszczęsne usta i ten dzieciak zniknął. Chociaż może nie do końca, nadal miał te swoje gęste włosy i czarujący uśmiech – jak już oczywiście raczył się uśmiechnąć. Dziewczyny ciągle się na niego gapiły i uśmiechały słodko.

Szybko odwróciłam się i podeszłam do baru łapiąc w ręce kubeczek nalałam do niego coli, cóż teraz skoro miałam pewność, że on tu był to musiałam zachować trzeźwość. Nikt nie wie, co tym razem wymyśli ten dupek. Trzęsącymi rękami sięgnęłam do kubełka z lodem i wrzuciłam kilka kostek do swojego napoju. Na miłość boską El, uspokój się! Do diaska oddychaj i ignoruj go! Jak na złość ten dupek stanął za mną, jego twarde klatka piersiowa otarła się o cienki materiał bluzki i poczułam fale gorąca. No ok., to było niepokojące. Chcąc go ominąć przysunęłam się w lewo, a on w tym samym czasie sięgnął po kubek, starając się zrobić unik przesunęłam się w prawo, a on całkowicie blokując mi drogę położył drugą rękę na blacie. Pomyślałam o kilku rzeczach, które powinnam zrobić żeby się uwolnić. Walnąć go w żebra, odepchnąć, oblać drinkiem. Cokolwiek byle być jak najdalej od niego. Niestety nie byłam na tyle odważna. W głowie setki, jeśli nie tysiące razy układałam szczegółowe plany odegrania się na tym palancie, a potem on robił jedną okropną rzecz za drugą i kończyłam w kącie cała zalana łzami.
Właśnie dziś wieczór chciałam odpocząć, ostatni raz zabawić się na imprezie i pobyć z dala od niego, ale jak na złość on stał za moimi plecami, tak, że przy każdym oddechu moje plecy muskały jego klatkę piersiową. Nathan zawsze robił takie rzeczy, terroryzował psychicznie, co było sto razy gorsze, nie raz wolałam, żeby mnie spoliczkował niż żeby rozpowiadał o mnie te kompromitujące plotki. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się do niego twarzą i z przerażeniem stwierdziłam, że uśmiecha się delikatnie. Poczułam, że mój żołądek znów skręca się nieprzyjemnie i miałam ochotę zwymiotować. Nathan mrugnął do mnie i odszedł jak gdyby nigdy nic, a ze mnie uszło cześć napięcia.
- Nie dam rady .. – Wypuściłam drżący oddech – Wracam do domu.
- Els, nie możesz mu na pozwolić! – jęknęła zrezygnowana łapiąc mnie za rękę. – Nie pozwól mu znowu to sobie zrobić, on tego chce twoje strachu i tego żebyś wyszła. Poza tym nawet się do ciebie nie odezwał!
Nie mogę zaprzeczyć jej argumentacja była dobra, nie mogłam się z nią nie zgodzić, ale jednak to nadal był Nathan, brak reakcji oznaczał późniejsze piekło.
- Nie widzisz tego? On już sobie ze mną pogrywa i nikt mu nie przeszkodzi ani ty ani Ivo. Nikt!
Zacisnęłam powieki i ruszyłam przed siebie, nie mogłam sobie pozwolić na kolejne upokorzenie tym bardziej, że nie byłam pewna czy po wakacjach spotkam kogokolwiek z tych ludzi. Nie chciałam żeby zapamiętali mnie jako popychadło Nathana von Największego Palanta.
            Niespodziewanie wpadłam na kogoś, uniosłam głowę i moje oczy spotkały się z oczami Victora, najlepszego przyjaciela Nathana i dumnie noszącego miano Dupka Numer Dwa. Niby mniej groźny niż poprzednik, ale ciągle tak samo irytujący i zadający ten sam ból.
- Co jest Milis, zabrakło Ci języka w gębie? Nie umiesz przepraszać? – Westchnęłam tylko, czekałam co wydarzy się dalej, bo było pewne jak cholera, że się wydarzy ten fiut sobie nie odpuści.
- Daj mi spokój Vin, właśnie wychodziłam.
- Och tak? – zarechotał okrutnie, a mnie przeszedł zimny dreszcz – Bardzo chętnie pokarze ci drogę.
Bez wysiłku złapał mnie za nogi u przerzucił sobie przez ramie. Uderzenie wyrzuciło z moich płuc całe powietrze i pisnęłam lekko w akcie protestu. Cóż miałam zrobić? Szarpać się z nim? Tylko by go podjudziło i wywołało scenę, na co z całą pewnością czekał. Kiedy jednak zobaczyłam, że zamiast do drzwi wejściowych niesie mnie w stronę ogrodu już wiedziałam, co się stanie.
- Puść mnie! Przysięgam, że jeśli wrzucisz mnie do basenu wybije ci wszystkie zęby! – Wrzeszczałam rzucając się na jego ramieniu. Nie obchodziły mnie kpiące spojrzenia, śmiechy i ten szyderczy wyraz twarzy na zadufanej gębie Collinsa, chciałam się po prostu stąd wydostać.
- Co mówisz Elizabeth? Nie słyszę Cię, wybacz! – Krzyknął i kiedy zatrzymał się przy brzegu basenu wrzucił mnie do środka.
Czułam jak krew się we mnie gotuje, a wszystkie pokłady dobrej woli wylatują. Coś się zmieniło, pękło we mnie. Wynurzyłam się na powierzchnie, zaczerpnęłam powietrza w palące mnie płuca i dopłynęłam do drabinki, przy której stał razem z Nathanem. Myślał pewnie, że znów zacznę płakać i ucieknę, gdzie pieprz rośnie. Nie tym pieprzonym razem mój drogi..
-Els? Els wszystko w porządku? – Zapytała Kiera, kiedy dobiegła do mnie. Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Pewnie, nic mi nie jest.
- Chodź wynosimy się stąd – powiedziała cicho i złapała za rękę jakby wiedziała, że wcale nie mam zamiaru wyjść.
- Daj mi sekundę, musze zamienić kilka słów z Vin’em
Powoli szłam w jego stronę i już wiedziałam, że to bardzo zły pomysł. Więc co ja wyprawiałam? Co i komu chciałam udowodnić?
- No więc, ze wszystkich głupich rzeczy jakie mi zrobiłeś, ta była naprawdę poniżej twojego poziomu. Tylko na tyle cie stać? – Co ja do cholery robię? Do diabła uciekaj stąd!
- Masz do powiedzenia coś konkretnego Elizabeth? Bo zaczynasz mnie nudzić – Warknął Nathan mierząc mnie nieprzyjemnym spojrzeniem. O Chryste!
- Jesteś idiotą Nathan i żaden z ciebie facet!  W tej właśnie chwili oświadczam ci, że już nie wyleję przez Ciebie ani jednej łzy! – odpysknęłam mu stając naprzeciwko niego i patrząc hardo w oczy.
- Wciąż gadasz? Jedz do tej pieprzonej europy, ale pamiętaj, że będę tu dla ciebie jak wrócisz. – Zawoalowana groźba w jego głosie sprawiła, że włoski na moim karku podniosły się. – I z łaski swojej zakryj swoje sutki, nie każdy musi wiedzieć, że aż tak cię podniecam.
Sama nie wiem kiedy moja pięść wystrzeliła do przodu i spotkała się z jego nosem. Po prostu w chwili kiedy odzyskałam świadomość usłyszałam gruchnięcie, jego głośny syk, a chwilę po tym byłam już ciągnięta przez Kierę do auta.
I w tej chwili zdałam sobie sprawę, że moje życie się zmieniło..


Od autorki: A więc oto jest, nowa historia, coś nowego! Mam nadzieje, że jakimś cudem znów ktoś tu będzie zaglądał. Póki co nie spodziewajcie sie cudu, po ośmiu miesiącach przerwy wracam musze rozgrzać "pióro".
KIlka spraw organizacyjnych; poprzenie opowiadanie ZAWIESZAM do odwołania, jeśli wpadnie jakas myśl napiszę jakiś rozdział specjalny, póki co się na to nie zapowiada. Bloga make-meglow nadal bedę prowadzic, równolegle z tym blogiem, który jest moim pierworodnym więc to jemu będę poświęcac więcej uwagi.
Jak widac zmiana szablonu, cudeńko prawda? ZAwdzieczam go @ z bloga: forgive-me-my-love.blogspot.com - ZAPRASZAM DO NIEJ SERDECZNIE. ukochajcie ją razem ze mnę. Tyle póki co, do napisania!