- Dwudziesty trzeci wrzesień – mruknęłam cicho i zaczęłam się zastanawiać jak
długo tu jestem. Nigdy nie przywiązywałam zbyt wielkiej wagi do dat, dlatego za
nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz coś brałam. Nie mogłam
być tu dłużej niż miesiąc, chociaż biorąc pod uwagę moje kilkudniowe napady
niemocy, kiedy nieprzytomna leżałam na łóżku mogłam być tu nawet całą
wieczność.
Pokręciłam głową i odruchowo oblizałam moje wyschnięte wargi. Nie wiedziałam jak się za to zabrać, czułam jakbym to robiła pierwszy raz, a przecież nie byłam nowicjuszką. Zacisnęłam mocniej moje małe dłonie w pięści i głośno wypuściłam powietrze z płuc. W pokoju nie było nic czym mogłabym to wciągnąć, więc jedyne wyjście jakie mi pozostało to wtarcie kokainy w dziąsła. Do tej pory nigdy tego nie robiłam, a ilość białego proszku, który podzieliłam na cztery równe kreski nieco mnie przerażała.
- Nie bądź tchórzem Collins – warknęłam po chwili na siebie i delikatnie się spoliczkowałam, by odgonić wszystkie złe myśli. Jak mogłam upaść tak nisko i pozwolić by strach zapanował nad moim życiem? Przecież to niedorzeczne, żeby osoba taka jak ja czegokolwiek się bała. Od zawsze byłam twarda, nie okazywałam uczuć, a już na pewno nie władał mną strach. A teraz? Gubię się w moim lęku, niczym pięciolatek, który bez nadzoru mamy nie jest w stanie zrobić zupełnie nic.
Zacisnęłam mocno zęby i przymknęłam powieki. Palcem wskazującym dotknęłam blatu biurka i niewielką ilość narkotyku, który na nim się osadził zaczęłam dokładnie wcierać w dziąsła. Sama nawet nie wiem kiedy kokaina się skończyła, a ja pobudzona siedziałam na drewnianym stołku. Machałam nogami i nuciłam pod nosem wesołą piosenkę. Nie czułam bólu, głodu ani pragnienia. To zdecydowanie było to, czego potrzebowałam. Musiałam się postarać by kolejny raz spotkać nieznanego mi chłopaka i wybłagać kolejną działkę. Jedyny problem to brak funduszy na ćpanie. Na wolności Cheryl bez problemu pozwalała się okradać, nie robiąc z tego nawet większego problemu. A tu? Nie miałam nawet nic, co mogłabym mu dać w zamian. Zostałam pozbawiona wszystkich wartościowych przedmiotów, nawet ubrania, które mogłyby mieć jakąkolwiek wartość zostały mi zabrane, a w zamian dostałam szpitalny uniform – jak reszta pacjentów.
Pokręciłam głową i odruchowo oblizałam moje wyschnięte wargi. Nie wiedziałam jak się za to zabrać, czułam jakbym to robiła pierwszy raz, a przecież nie byłam nowicjuszką. Zacisnęłam mocniej moje małe dłonie w pięści i głośno wypuściłam powietrze z płuc. W pokoju nie było nic czym mogłabym to wciągnąć, więc jedyne wyjście jakie mi pozostało to wtarcie kokainy w dziąsła. Do tej pory nigdy tego nie robiłam, a ilość białego proszku, który podzieliłam na cztery równe kreski nieco mnie przerażała.
- Nie bądź tchórzem Collins – warknęłam po chwili na siebie i delikatnie się spoliczkowałam, by odgonić wszystkie złe myśli. Jak mogłam upaść tak nisko i pozwolić by strach zapanował nad moim życiem? Przecież to niedorzeczne, żeby osoba taka jak ja czegokolwiek się bała. Od zawsze byłam twarda, nie okazywałam uczuć, a już na pewno nie władał mną strach. A teraz? Gubię się w moim lęku, niczym pięciolatek, który bez nadzoru mamy nie jest w stanie zrobić zupełnie nic.
Zacisnęłam mocno zęby i przymknęłam powieki. Palcem wskazującym dotknęłam blatu biurka i niewielką ilość narkotyku, który na nim się osadził zaczęłam dokładnie wcierać w dziąsła. Sama nawet nie wiem kiedy kokaina się skończyła, a ja pobudzona siedziałam na drewnianym stołku. Machałam nogami i nuciłam pod nosem wesołą piosenkę. Nie czułam bólu, głodu ani pragnienia. To zdecydowanie było to, czego potrzebowałam. Musiałam się postarać by kolejny raz spotkać nieznanego mi chłopaka i wybłagać kolejną działkę. Jedyny problem to brak funduszy na ćpanie. Na wolności Cheryl bez problemu pozwalała się okradać, nie robiąc z tego nawet większego problemu. A tu? Nie miałam nawet nic, co mogłabym mu dać w zamian. Zostałam pozbawiona wszystkich wartościowych przedmiotów, nawet ubrania, które mogłyby mieć jakąkolwiek wartość zostały mi zabrane, a w zamian dostałam szpitalny uniform – jak reszta pacjentów.
~*~
Pierwszy raz od czasu mojego pojawienia się ośrodku wybrałam się na przechadzkę po tym miejscu. Do tej pory nie interesowało mnie, to co się tu znajduje. Wiedziałam gdzie jest mój pokój, sala w której odbywały się zajęcia oraz toaleta. Nic więcej nie było mi potrzebne. Jednak dziś musiałam gdzieś pożytkować energię, która rozsadzała mnie od środka. Z szerokim uśmiechem na ustach szłam wąskim korytarzem, a opuszkami palców dotykałam zimnej ściany. Wszystko było takie wyraziste. Kolory mocne, zapachy intensywne, a wszystko czego dotknęłam zdawało się być tak delikatne i piękne. Doskonale wiedziałam, że to zasługa tropanu, który rozszedł się po moim organizmie. Było mi z tym dobrze, nie chciałam się już czuć inaczej.
Usiadłam na schodach wyłożonych miękkim dywanem, a głowę oparłam o barierki. Przez głowę przebiegały setki myśli, a w nich on. Nigdy nie podejrzewałam, że można nienawidzić kogoś aż tak bardzo. Od pierwszych chwil życzyłam mu śmierci, pragnęłam by zniknął na zawsze. Kim był? Nikim i chyba to właśnie było najgorsze, bo jak z czymś tak nieważnym można cokolwiek zrobić? To przez niego moje życie skręciło na złą ścieżkę. To, że był kochankiem mojej pożal się Boże matki nie uprawniało go do krzywdzenia mnie. Dokładnie pamiętam jak pierwszy raz położył na mnie swoje obrzydliwe łapska. Myślałam, że to tylko jednorazowy incydent, który nigdy się nie powtórzy. Niestety powtarzał się wielokrotnie.
- Cześć mała – usłyszałam przy uchu i ze strachu aż podskoczyłam w miejscu. Szybko odwróciłam się za siebie i zobaczyłam twarz, która w niewytłumaczalny sposób zapisała się w mojej pamięci. Duże brązowe oczy, pełne wargi i jak przystało na narkomana blada, zniszczona cera.
- Przestraszyłeś mnie – odpowiedziałam cicho po chwili kiedy moje serce unormowało swoje bicie. Odwróciłam głowę i spojrzałam przed siebie uśmiechając się półgębkiem. Nie wiedziałam czy cieszyłam się na jego widok, czy po prostu będąc naćpaną świat znów wydawał się normalny.
- Chyba jesteś mi coś winna – wychrypiał tuż przy moim uchu i usiadł obok mnie.
Wyprężyłam się jak struna, czując kolejny raz ścisk żołądka i strach. Chłopak zdecydowanie nie był do mnie pokojowo nastawiony. Jego niski głos, zwężone źrenicy i przymrużone powieki, tylko pobudzały nadchodzący atak paniki. Nie wiedziałam co ze sobą począć. Odezwać się? Jeśli tak to, co mu powiedzieć? O ucieczce nawet nie myślałam. Chłopak z całą pewnością był zwinniejszy ode mnie i złapanie mnie nie sprawiłoby mu zbyt wielkiego trudu, a jedynie mogło tylko wzmożyć jego złość.
- Nie mam ci czym zapłacić – odezwałam się cicho, nawet na niego nie patrząc. Czułam, że gardło odmawia mi posłuszeństwa i nie chce wydawać z siebie żadnych dźwięków.
- Nikt nie pytał się ciebie, czy masz czym zapłacić – zaśmiał się kpiąco kręcąc przy tym głową – Wisisz mi kasę dziecino, dwadzieścia dolców – wymruczał tuż przy moim uchu i zacisnął swoje chude palce na moim udzie. Zagryzłam wargi w wąską linię i starałam się od niego odsunąć, jednak nie udało mi się to.
- Ale ja naprawdę nie mam pieniędzy. – jego rechot rozniósł się echem po pustym korytarzu a moje ciało pokryła gęsia skórka. Wzdrygnęłam się lekko kiedy przekręciłam głowę by spojrzeć na jego twarz. Usta wykrzywiał mu grymas złości, a brązowe oczy niemal płonęły od tańczących w nich iskierek.
- Musimy się w takim razie inaczej dogadać w sprawie zapłaty – rzucił dość głośno i dłonią dotknął mojego policzka. W tamtej chwili dopiero dotarło mnie, co ten chłopak ma na myśli. Szeroko otworzyłam oczy i dużymi haustami łapałam powietrze. W mojej głowie nieznośne myśli znów układały czarne scenariusze. – Boisz się mnie? – zarechotał i spojrzał mi w oczy, trzymając moją twarz w swoich objęciach. Wydęłam wargi do przodu i pokiwałam twierdząco głową, gdyż nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. W odpowiedzi chłopak zaśmiał się jeszcze głośniej, po czym wstał otrzepał swoje wąskie spodnie i z szerokim uśmiechem odszedł zostawiając mnie samą.
~*~
- Carter, czy ty naprawdę musisz być
taki namolny? – wywróciłam oczami i poprawiłam się na fotelu, kiedy kolejny raz
wysłuchiwałam monologów mojego terapeuty na temat tego, jak to ćpanie powoli
mnie niszczy. Zastanawiam się ciągle, dlaczego po ostatnim incydencie nie
zmienili mi lekarza. Bo chyba John nie był by na tylko głupi by mimo zamachu na
jego życie chciał dalej prowadzić mój przypadek.
- Lana ja naprawdę chcę ci pomóc, ale bez obopólnego wkładu nic z tego nie będzie. – mruknął zrezygnowany. – Powiedz mi od czego to się zaczęło.
- To przez Marca, faceta Cheryl, to on mnie wpędził w ćpanie – warknęłam oschle i zmierzyłam wzrokiem mojego rozmówcę. Pierwszy raz od rozpoczęcia leczenia byłam z nim szczera, nie wiedzie działam, czy zwyczajnie robię to z łaski, czy mam dość jego męczących pytań.
- Nie mów tak. Nałóg każdej osoby jest jej własną odpowiedzialnością.
- Powiedziałeś, co wiedziałeś – zakpiłam z bruneta i ziewnęłam przeciągle. Czułam, ze narkotyk powoli przestaje działać, a co za tym idzie jutro niestety znów będę czuć się kiepsko. Nie chciałam przechodzić tego znów, ból fizyczny był nie do wytrzymania, a załamanie psychiczne też wcale nie pomagało mi wyjść z dołka. Czy ten nieznajomy wiedział, że dając mi działkę pośrednio przyczynia się do mojej śmierci? Bo ja biorąc od niego pakiet wierzyłam w to, że daje mi szczęście.
Śmierć, miłość, życie – wszystko niby tak proste i zrozumiałe. Jednak nie dla ćpuna, dla którego miłość nie znaczy zupełnie nic, życie bez ćpania nie ma sensu, a śmierć jest jedynym dobrym wyjściem z sytuacji, która nas otacza. Bo kiedyś to wszystko się skończy i wszyscy spotkamy się razem, gdzieś tam daleko. Dalej niż szczęście, spokój, a nawet dalej niż mój pieprzony strach.
- Lana ja naprawdę chcę ci pomóc, ale bez obopólnego wkładu nic z tego nie będzie. – mruknął zrezygnowany. – Powiedz mi od czego to się zaczęło.
- To przez Marca, faceta Cheryl, to on mnie wpędził w ćpanie – warknęłam oschle i zmierzyłam wzrokiem mojego rozmówcę. Pierwszy raz od rozpoczęcia leczenia byłam z nim szczera, nie wiedzie działam, czy zwyczajnie robię to z łaski, czy mam dość jego męczących pytań.
- Nie mów tak. Nałóg każdej osoby jest jej własną odpowiedzialnością.
- Powiedziałeś, co wiedziałeś – zakpiłam z bruneta i ziewnęłam przeciągle. Czułam, ze narkotyk powoli przestaje działać, a co za tym idzie jutro niestety znów będę czuć się kiepsko. Nie chciałam przechodzić tego znów, ból fizyczny był nie do wytrzymania, a załamanie psychiczne też wcale nie pomagało mi wyjść z dołka. Czy ten nieznajomy wiedział, że dając mi działkę pośrednio przyczynia się do mojej śmierci? Bo ja biorąc od niego pakiet wierzyłam w to, że daje mi szczęście.
Śmierć, miłość, życie – wszystko niby tak proste i zrozumiałe. Jednak nie dla ćpuna, dla którego miłość nie znaczy zupełnie nic, życie bez ćpania nie ma sensu, a śmierć jest jedynym dobrym wyjściem z sytuacji, która nas otacza. Bo kiedyś to wszystko się skończy i wszyscy spotkamy się razem, gdzieś tam daleko. Dalej niż szczęście, spokój, a nawet dalej niż mój pieprzony strach.
~*~
Proszę bardzo, kolejny rozdział się pojawił w szybkim tempie. Teraz mogę spokojnie zając się swoimi sprawami bez poczucia winy, ze sobie od tak znikam. Kolejny kiedy? W połowie lutego, zaraz po tym jak uporam się z sesją!
Ołoeołe jak zawsze zajebiste :3
OdpowiedzUsuńTy piszesz pięknie,
a jak czuję się jak w chlewie ,
opanować rozdziału się na da
a ja smak radości w ustach mam.
lolz dobra. Bardzo mi się podoba
i czekam jak sroka,
żeby przeczytać kolejny rozdział jak foka ;o hehehehe :3
uuuu:D:D:D kolejne Twoje opowiadanie, w którym Bieber jest "bad boy'em" !!!!!:D:D ale jeśli mam być szczera, to nie wyobrażam sobie go (przynajmniej w Twoich historiach), żeby był taki słodziutki i kochaniutki, jaki jest na przykład u mnie. po tym jak się zachowuje, jak z nią rozmawia, przypuszczam, że może być ostro!:D albo mam taką nadzieję xD powodzenia na sesji i wgl!:D będę czekać xD buziaki:*:*:*:*:* [random-way.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńŁa! Genialny! Kocham! i wgl. ahgajfajdfdfkdj! Już się nie mogę doczekać nn i jakieś akcji z Justinem ;3 POWODZENIA NA SESJI!
OdpowiedzUsuńJezu, jesteś genialna! Też chcę pisać tak świetnie jak Ty, bez kitu. Po za tym ciekawi mnie postać Justina, i tak jak moja poprzedniczka nie mogę doczekać się akcji z Bieber'em :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na swój blog: http://i-lost-my-dreams.blogspot.com/
ze niby jak to? W polowie lutego jak ja wytrzymam ?
OdpowiedzUsuńZamorduje tych wszystkich profesorów i innych co cie ucza :(
Ale wiesz cooo ucz sie ucz kochana moja malpeczko xD
Łaaa... *,*
OdpowiedzUsuńJuż widzę ten koniec, kiedy oboje zaćpają się z miłości i nie wiem, z niemocy[?]... ! Powinni na końcu umrzeć, ot co! xD
Bo będzie lof story, nie? ;]
Generalnie too Aga Ci mówi, że jest cudownie i że czeka na kolejne rozdziały, a sesją się nie martw. Powoli do przodu, rozdział zawsze zdążysz napisać, a wszyscy tu bd na ciebie czekać... a już na pewno Aga, choćby sama ;*
Dobra, o opku miałam pisać... jest cud, miód, maliny z orzeszkami iii powinno być troche więcej akcji alee to w swoim czasie ;D
Lof ju ; ***