Kłęby dymu z papierosów unoszące
się w powietrzu, alkohol lejący się strumieniami, talia kart, duże pieniądze i
piękna rudowłosa dziewczyna u boku. Taki widok bardzo odpowiadał Kanadyjczykowi.
Zaśmiał się cicho i przyciągnął bliżej siebie dziewczynę i musnął jej szyje
swoimi wargami po czym przygryzł zębami oliwkową skórę dziewczyny w miejscu
gdzie wcześniej spoczywały jego usta. Zielonooka spojrzała lubieżnym wzrokiem
na chłopaka, po czym mruknęła tylko coś niewyraźnie pod nosem.
- Bieber, graj! – upomniał szatyna Mulat, który wraz z dwoma innymi mężczyznami grali przy jednym stole z Justinem.
Chłopak zmierzył chłodnym spojrzeniem rywala i bez zawracania sobie głowy odpowiedzią nadal zawzięcie okazywał nowo poznanej dziewczynie swoje zainteresowanie.
Mimo iż Justin posiadał już stałą partnerkę, nie przeszkadzało mu to w kolejnych podbojach miłosnych. Od przybytku w końcu głowa nie boli, lubił powtarzać sobie w chwilach zwątpienia.
- Justin, cholera jasna! – kolejny raz został upomniany przez swojego kolegę. Tym razem wywrócił teatralnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami i zrzucając ze swoich kolan dziewczynę wrócił do gry.
- Przestań się mazać Torres - warknął i spojrzał na swoje karty. Nie mógł narzekać na brak szczęścia, jego dobra passa nadal trwała. – Podwajam stawkę. – mruknął i zaśmiał się kpiąco patrząc swoim towarzyszą w oczy po czym dorzucił na dębowy stół zwitek banknotów.
Pozostali spojrzeli na niego ja na wariata, jednak w ich głowach właśnie rodził się strach. Młody Bieber był może i dobrym graczem, może nawet miał szczęście, ale był tez przede wszystkim świetnym oszustem. Każdy doskonale sobie zdawał sprawę, że albo szatyn naprawdę ma takie dobre karty, albo zwyczajnie blefuje by oni się wycofali, a on mógł zgarnąć całą wygraną.
Kolejne rozdania były dla Justina pasem samych nieszczęść. Jak na złość za każdym razem karty w jego rękach były za słabe by móc ugrać cokolwiek. Warknął poirytowany i rzucił karty na ciemny stół, po czym zmierzył wzrokiem swoich towarzyszy.
- Pas – mruknął swoim zachrypniętym głosem i dużymi haustami wypił ze szklany swojego ulubionego drinka. Zamaszystym ruchem odstawił szklankę na stół i gasząc niedopałek w porcelanowej popielniczce wstał. – Na dziś mam już dość. – dopowiedział i zgarniając z blatu swoje rzeczy i pieniądze skierował się w stronę wyjścia.
Za plecami słyszał doskonale szepty swoich towarzyszy, ale zignorował je. Odegra się następnym razem, a okazji z całą pewnością będzie jeszcze wiele.
Chwiejnym krokiem przekroczył próg mieszkania i skierował się do salonu. Alkohol jaki wypił w barze buzował w jego żyłach, otępiając zmysły i wyłączając logiczne myślenie.
- Camil! – krzyknął na całe gardło i rozejrzał się wokół. Mrok jaki panował w pomieszczeniu uniemożliwił mu zobaczenie czegokolwiek. Na miękkich nogach udało mu się jednak dotrzeć do stolika i zapalić niewielką lampkę, która na nim stała. Widząc siedzącą na sofie blondynkę odskoczył przestraszony.
- Piłeś? – wychrypiała niepewnie i nawet nie raczyła spojrzeć na swojego chłopaka. Tępym wzrokiem wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt i nerwowo bawiła się palcami dłoni.
- Jednego czy dwa drinki. – odpowiedział i dosiadł się do dziewczyny, po czym objął ją ramieniem. Blondynka szybko odsunęła się od chłopaka i dopiero teraz kątem oka spojrzała na niego. Dopiero teraz brązowooki mógł dostrzec jej czerwone i opuchnięte od płaczu oczy. – Płakałaś? – zadał pytanie, ale nie liczył, że Camil udzieli mu odpowiedzi.
Sprytnym ruchem porwał w ramiona dziewczynę i przyciągając ją do siebie zaczął całować jej szyje, usta i policzki. Nie reagowała na próby uwolnienia się dziewczyny, jego żelazny uścisk zablokował blondynce drogę ucieczki.
- Justin, przestań. – jęknęła Camil i odepchnęła od siebie chłopaka. Zerwała się szybko z kanapy i pobiegła w stronę schodów.
- Wracaj tu! – wrzasnął wściekły i pobiegł za dziewczyną. Szybko dogonił ją w połowie schodów i przygwoździł do ściany. – Jesteś moja. – mruknął blondynce do ucha, a ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz przerażenia.
Dysząc ciężko zbliżył się maksymalnie do ciała swojej dziewczyny i włożył dłonie pod materiał zwiewnej koszulki. Doskonale wiedział czego chce i był zdeterminowany by to zdobyć.
- Dosyć! – pisnęła roztrzęsiona dziewczyna i odepchnęła od siebie Justina. Już chciała postawić krok na stopniu, ale szatyn ją uprzedził i złapał mocno za przegub dłoni i przyciągnął do siebie. Przekrwione oczy chłopaka w bladym świetle wyglądały przerażająco.
- Doigrałaś się! – syknął i uderzył Camil w twarz. Dziewczyna niczym szmaciana lalka stoczyła się ze schodów. Kanadyjczyk natomiast nadal stał niewzruszony i głośno wyklinał swoją dziewczynę. – Suka. – Dodał po chwili i poszedł do sypialni, zostawiając niebieskooką samą, zapłakaną i przerażoną.
- Bieber, graj! – upomniał szatyna Mulat, który wraz z dwoma innymi mężczyznami grali przy jednym stole z Justinem.
Chłopak zmierzył chłodnym spojrzeniem rywala i bez zawracania sobie głowy odpowiedzią nadal zawzięcie okazywał nowo poznanej dziewczynie swoje zainteresowanie.
Mimo iż Justin posiadał już stałą partnerkę, nie przeszkadzało mu to w kolejnych podbojach miłosnych. Od przybytku w końcu głowa nie boli, lubił powtarzać sobie w chwilach zwątpienia.
- Justin, cholera jasna! – kolejny raz został upomniany przez swojego kolegę. Tym razem wywrócił teatralnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami i zrzucając ze swoich kolan dziewczynę wrócił do gry.
- Przestań się mazać Torres - warknął i spojrzał na swoje karty. Nie mógł narzekać na brak szczęścia, jego dobra passa nadal trwała. – Podwajam stawkę. – mruknął i zaśmiał się kpiąco patrząc swoim towarzyszą w oczy po czym dorzucił na dębowy stół zwitek banknotów.
Pozostali spojrzeli na niego ja na wariata, jednak w ich głowach właśnie rodził się strach. Młody Bieber był może i dobrym graczem, może nawet miał szczęście, ale był tez przede wszystkim świetnym oszustem. Każdy doskonale sobie zdawał sprawę, że albo szatyn naprawdę ma takie dobre karty, albo zwyczajnie blefuje by oni się wycofali, a on mógł zgarnąć całą wygraną.
Kolejne rozdania były dla Justina pasem samych nieszczęść. Jak na złość za każdym razem karty w jego rękach były za słabe by móc ugrać cokolwiek. Warknął poirytowany i rzucił karty na ciemny stół, po czym zmierzył wzrokiem swoich towarzyszy.
- Pas – mruknął swoim zachrypniętym głosem i dużymi haustami wypił ze szklany swojego ulubionego drinka. Zamaszystym ruchem odstawił szklankę na stół i gasząc niedopałek w porcelanowej popielniczce wstał. – Na dziś mam już dość. – dopowiedział i zgarniając z blatu swoje rzeczy i pieniądze skierował się w stronę wyjścia.
Za plecami słyszał doskonale szepty swoich towarzyszy, ale zignorował je. Odegra się następnym razem, a okazji z całą pewnością będzie jeszcze wiele.
Chwiejnym krokiem przekroczył próg mieszkania i skierował się do salonu. Alkohol jaki wypił w barze buzował w jego żyłach, otępiając zmysły i wyłączając logiczne myślenie.
- Camil! – krzyknął na całe gardło i rozejrzał się wokół. Mrok jaki panował w pomieszczeniu uniemożliwił mu zobaczenie czegokolwiek. Na miękkich nogach udało mu się jednak dotrzeć do stolika i zapalić niewielką lampkę, która na nim stała. Widząc siedzącą na sofie blondynkę odskoczył przestraszony.
- Piłeś? – wychrypiała niepewnie i nawet nie raczyła spojrzeć na swojego chłopaka. Tępym wzrokiem wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt i nerwowo bawiła się palcami dłoni.
- Jednego czy dwa drinki. – odpowiedział i dosiadł się do dziewczyny, po czym objął ją ramieniem. Blondynka szybko odsunęła się od chłopaka i dopiero teraz kątem oka spojrzała na niego. Dopiero teraz brązowooki mógł dostrzec jej czerwone i opuchnięte od płaczu oczy. – Płakałaś? – zadał pytanie, ale nie liczył, że Camil udzieli mu odpowiedzi.
Sprytnym ruchem porwał w ramiona dziewczynę i przyciągając ją do siebie zaczął całować jej szyje, usta i policzki. Nie reagowała na próby uwolnienia się dziewczyny, jego żelazny uścisk zablokował blondynce drogę ucieczki.
- Justin, przestań. – jęknęła Camil i odepchnęła od siebie chłopaka. Zerwała się szybko z kanapy i pobiegła w stronę schodów.
- Wracaj tu! – wrzasnął wściekły i pobiegł za dziewczyną. Szybko dogonił ją w połowie schodów i przygwoździł do ściany. – Jesteś moja. – mruknął blondynce do ucha, a ciałem dziewczyny wstrząsnął dreszcz przerażenia.
Dysząc ciężko zbliżył się maksymalnie do ciała swojej dziewczyny i włożył dłonie pod materiał zwiewnej koszulki. Doskonale wiedział czego chce i był zdeterminowany by to zdobyć.
- Dosyć! – pisnęła roztrzęsiona dziewczyna i odepchnęła od siebie Justina. Już chciała postawić krok na stopniu, ale szatyn ją uprzedził i złapał mocno za przegub dłoni i przyciągnął do siebie. Przekrwione oczy chłopaka w bladym świetle wyglądały przerażająco.
- Doigrałaś się! – syknął i uderzył Camil w twarz. Dziewczyna niczym szmaciana lalka stoczyła się ze schodów. Kanadyjczyk natomiast nadal stał niewzruszony i głośno wyklinał swoją dziewczynę. – Suka. – Dodał po chwili i poszedł do sypialni, zostawiając niebieskooką samą, zapłakaną i przerażoną.
*
Dziewczyna nakładała na swoją
obolałą i posiniaczoną twarz kolejną warstwę fluidu, która miała pomóc w
zamaskowaniu skutków wczorajszej konfrontacji z Justinem. Niestety fluid może i
pomógł na obita twarz, ale na smutek, który emanował z oczu blondynki i złamane
serce nijak nie poskutkował.
Camil przejrzała się w lustrze i wzdrygnęła się widząc swoje własne obicie. Dzisiejsza pogoda jaką funduje nowojorczyka Bóg, zdecydowanie nie jest adekwatna do stroju dziewczyny. Długie, ciemne spodnie, ciepły sweter, który zakrywa dokładnie całe obolałe ciało niebieskookiej. Wzruszyła ramionami i niezdarnie pociągnęła nosem, po czym wzięła w dłoń torebkę i skierowała się do wyjścia.
- Cam, skarbie! – usłyszała za plecami głos szatyna. Zatrzymała się w pół kroku i zastygła w bezruchu czekając na dalszy rozwój sytuacji.
Niespodziewanie chłopak przywarł do ciała blondynki i przytulił się mocno. Camil skrzywiła się lekko czując ból w okolicy mocno obitych żeber, ale nawet nie drgnęła nie chcąc drażnić brązowookiego.
- Chciałem ci powiedzieć, ze cię kocham i przepraszam. – mruknął i spojrzał swojej wybrance w oczy.
-Nie gniewam się – odpowiedziała szybko i uśmiechnęła się półgębkiem nie zastanawiając się nawet nad tym, ze na jej twarzy zamiast uśmiechu zagościł grymas.
Dzień w sklepie jak na złość niebieskookiej dłużył się w nieskończoność. Natarczywe pytania i przeszywający wzrok Emilly, tylko utrudniały dziewczynie dzisiejszą egzystencje. Jednak starając się być twardą Camil ignorowała zaczepki ze strony swojej byłej kochany i ze stoickim spokojem przyjmowała kolejnych klientów.
- Dzień dobry. – w pomieszczeniu rozległ się przyjemny, męski głos. Camil od razu spojrzała na tężyznę i niemal oniemiała w wrażenia. Wyskoki, dobrze zbudowany brunet z niemal czarnymi oczyma od razu przykuł jej uwagę.
- W czym mogę pomóc? – zapytała siląc się na w miarę normalny ton głosu. Sama nie wiedziała czemu, ale zupełnie obca osoba wywoła w niej wiele emocji. Jego zniewalająca uroda przyprawiała blondynkę niemal o zawrót głowy.
- Chciałem kupić dla siostrzenicy jakąś ładną sukienkę. – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.
Jego czarne tęczówki zdawały się przeszywać na wskroś postać dziewczyny, zupełnie jakby odczytywał kłębiące się w jej głowie myśli.
- Proszę za mną. – Camil wyszła z za lady i wskazała dłonią kierunek mężczyźnie.
Co było dziwne tych dwoje zamiast rozmawiać o zakupie pogrążyło się w jakże przyjemnej pogawędce na błahe tematy. Camil, co chwila zaśmiewała się cicho i wpatrywała się w swojego rozmówcę, jakby chcąc dokładnie zapamiętać każdy centymetr jego twarzy.
- Może dasz mi swój numer, to wyskoczylibyśmy na kawę? – zapytał niby od niechcenia i uśmiechnął się do blondynki.
Camil stanęła sparaliżowana, nie wiedząc co odpowiedzieć. Zdecydowanie potrzebowała odskoczni od patologicznej sytuacji, która zagościła w jej domu. Jednak na myśl o szatynie, który dowiaduje się o jej niewinnym spotkaniu po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Chętnie. – odpowiedziała, nawet sama nie wiedząc czemu i podała Dylanowi numer.
Od autorki:
Camil przejrzała się w lustrze i wzdrygnęła się widząc swoje własne obicie. Dzisiejsza pogoda jaką funduje nowojorczyka Bóg, zdecydowanie nie jest adekwatna do stroju dziewczyny. Długie, ciemne spodnie, ciepły sweter, który zakrywa dokładnie całe obolałe ciało niebieskookiej. Wzruszyła ramionami i niezdarnie pociągnęła nosem, po czym wzięła w dłoń torebkę i skierowała się do wyjścia.
- Cam, skarbie! – usłyszała za plecami głos szatyna. Zatrzymała się w pół kroku i zastygła w bezruchu czekając na dalszy rozwój sytuacji.
Niespodziewanie chłopak przywarł do ciała blondynki i przytulił się mocno. Camil skrzywiła się lekko czując ból w okolicy mocno obitych żeber, ale nawet nie drgnęła nie chcąc drażnić brązowookiego.
- Chciałem ci powiedzieć, ze cię kocham i przepraszam. – mruknął i spojrzał swojej wybrance w oczy.
-Nie gniewam się – odpowiedziała szybko i uśmiechnęła się półgębkiem nie zastanawiając się nawet nad tym, ze na jej twarzy zamiast uśmiechu zagościł grymas.
Dzień w sklepie jak na złość niebieskookiej dłużył się w nieskończoność. Natarczywe pytania i przeszywający wzrok Emilly, tylko utrudniały dziewczynie dzisiejszą egzystencje. Jednak starając się być twardą Camil ignorowała zaczepki ze strony swojej byłej kochany i ze stoickim spokojem przyjmowała kolejnych klientów.
- Dzień dobry. – w pomieszczeniu rozległ się przyjemny, męski głos. Camil od razu spojrzała na tężyznę i niemal oniemiała w wrażenia. Wyskoki, dobrze zbudowany brunet z niemal czarnymi oczyma od razu przykuł jej uwagę.
- W czym mogę pomóc? – zapytała siląc się na w miarę normalny ton głosu. Sama nie wiedziała czemu, ale zupełnie obca osoba wywoła w niej wiele emocji. Jego zniewalająca uroda przyprawiała blondynkę niemal o zawrót głowy.
- Chciałem kupić dla siostrzenicy jakąś ładną sukienkę. – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.
Jego czarne tęczówki zdawały się przeszywać na wskroś postać dziewczyny, zupełnie jakby odczytywał kłębiące się w jej głowie myśli.
- Proszę za mną. – Camil wyszła z za lady i wskazała dłonią kierunek mężczyźnie.
Co było dziwne tych dwoje zamiast rozmawiać o zakupie pogrążyło się w jakże przyjemnej pogawędce na błahe tematy. Camil, co chwila zaśmiewała się cicho i wpatrywała się w swojego rozmówcę, jakby chcąc dokładnie zapamiętać każdy centymetr jego twarzy.
- Może dasz mi swój numer, to wyskoczylibyśmy na kawę? – zapytał niby od niechcenia i uśmiechnął się do blondynki.
Camil stanęła sparaliżowana, nie wiedząc co odpowiedzieć. Zdecydowanie potrzebowała odskoczni od patologicznej sytuacji, która zagościła w jej domu. Jednak na myśl o szatynie, który dowiaduje się o jej niewinnym spotkaniu po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Chętnie. – odpowiedziała, nawet sama nie wiedząc czemu i podała Dylanowi numer.
Od autorki:
Nowy szablon, to i nowy rozdział <3
Szablon wykonała Witness, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Warto było się męczyć z ustawieniem go!
A wam wszystkim dziękuje za 13 komentarzy <3
Szablon wykonała Witness, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Warto było się męczyć z ustawieniem go!
A wam wszystkim dziękuje za 13 komentarzy <3
Chciałam wam tylko powiedzieć, ze już niedługo koniec tej histroji, ale już obmyślam nową. Także do następnego!
Nowa? :eek:
OdpowiedzUsuńKończysz to?! :O Oszalałaś :(
Cóż...
nie rozumiem jak mógł ją zwalić ze schodów, biedna Cam :(
A tak serio to rewelacja! Trochę krótko ale liczę, że znowu mnie zaskoczysz w następnym rozdziale :D
Niech Bieber będzie taki ... agresywny! To miła odmiana od cukierkowych romansów :D
troche sie pomieszalo ale jest superrr... dziwne ze on ja udezyl:(czekam na nn!!
OdpowiedzUsuńty mnie bejb za każdym powalasz na kolana :D
OdpowiedzUsuńchyba wiesz co powiem - zajebisty *,*
bosze jak on mógł ją uderzyć :c szkoda mi jej,no łe xd ale chociaż coś się dzieje a nie tak jak w tych wszystkich opowiadaniach w których "poznali sie po koncercie,wszystko najs,słit,biutiful i żyli dłuugo i szczęśliwie" xD
już nie mogę doczekać sie następnego,jestem ciekawa co wyniknie ze znajomości cam i dylana ^^
no chyba se żartujesz ;o masz mi pisać cały czas tą historię,bo wpierdol xd oczywiście drugim blogiem nie pogardzę *.* ale ten ma zostać i być kontynuowany
kiski ;* xd
drugi raz ją uderzył?! patologia .. ale baaaaaaaaaaaaaaaaardzo podoba mi się ten rozdział :D każdy jest coraz ciekawszy!
OdpowiedzUsuńz każdym razem mnie zadziwiasz ^.^ /Nwm jak to robisz ale spoko ;p. kocham ten bloooog bicz i nie chcę żebyś kończyła go no ;c
OdpowiedzUsuńYyyy. Aha.
OdpowiedzUsuńCoś mi się zdaje że koniec nie będzie fajny.
Już niedługo koniec? Jak to? Ja dopiero dzisiaj natrafiłam na bloga! No ale w każdym razie - historia bardzo oryginalna, bo nie spotkałam się wcześniej z nichym podobnym. To co opisujesz prodręcznikowo nazywa się "toksyczna miłość", prawda? Nic przyjemnego, ale jak widać Justinowi i Camil to odpowiada. Bardzo jestem ciekawa zakończenia, tym bardziej po wprowadzeniu Dylana, który, coś mi się zdaje, może trochę namieszać.
OdpowiedzUsuńCzekam na dziesiąty rozdział i zapraszam do siebie na all-too-well.blogspot.com
ojejkuuu... przeraża mnie ten Justin tutaj!;o Prawdziwa patologia... nie ogarniam za bardzo co się dzieje.... ale skoro nie ogarniam to serio jest nieziemskie. po prostu tak mam xd nie pytaj... nie mam weny na komentowanie, więc... czekam na nowy rozdział!:) pozdrawiam, buziaki!:* [faulty-heart.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńKOcham Justina brutala :D
OdpowiedzUsuńBad Boy Gocha lubi ^^