środa, 7 listopada 2012

Rozdział 7


-Mamo!- jęknął zrezygnowany i spojrzał na Pattie smętnym spojrzeniem.- Możesz ze mną wreszcie porozmawiać?
-Justin, synku nie widzisz, że jestem zajęta?- odburknęła i wyjęła z szafy kolejną sukienkę, którą po chwili namysłu z niesmakiem rzuciła na łóżko.
-Czy szykowanie się na randkę z kolejnym facetem jest ważniejsze ode mnie?- warknął poirytowany zachowaniem matki.- A w sumie, czego ja się spodziewałem- dopowiedział po chwili i wstał z łóżka po czym szybkim krokiem opuścił sypialnię.
-Nie bądź samolubny Justin!- kobieta krzyknęła jeszcze za szatynem. Na marne chłopak już jej nie słyszał.
Od niepamiętnych czasów wiedział, że nie ma wsparcia w najbliższych, a już na pewno nie w swojej własnej matce. Od zawsze jego jedyną ostoją była Camil. Westchnął zrezygnowany i założył buty na nogi, po czym zawołał do siebie psa. Nie miał siły więcej siedzieć w jednym domu z ta kobietą. Właśnie dotarło do niego, że pomysł spędzenia weekendu z matką, wcale nie był tak dobrym pomysłem jak mu się wydawało wręcz przeciwnie. To spotkanie jeszcze bardziej rozstroiło, już i tak nadszarpnięte nerwy brązowookiego.
Rześkie, leśne powietrze od zawsze dobrze na niego działało. Chłodny wiatr owiał jego opaloną twarz, a szatyn uśmiechnął się nieznacznie i dalej pewnym siebie krokiem przemierzał wydeptane już leśne ścieżki.       
-Dolly!- krzyknął kiedy stracił z oczu harierra. Rozejrzał się szybko, jednak widząc, że suczka biegnie w jego stronę i wesoło merda ogonem, ponownie się uśmiechnął.
Rzucił psu patyk, a sam stanął w miejscu i spojrzał na rozpościerający się przed nim krajobraz. Piękna zieleń, szum drzew i świeże powietrze powinno go uspokoić, jednak szatyn czuł narastający w nim niepokój. Rozsiadł się na ziemi i podkulił nogi niemal pod brodę, a obok niego wygodnie usiadła jego wierna towarzyszka, Dolly i jakby jednocząc się ze swoim panem, patrzyła tępym wzrokiem gdzieś w dal.
Miał ją, a jednak czuł samotność. Kochał ją, a mimo to nienawidził. Był szczęśliwy, a jednak gdzieś w środku czuł smutek. Plątanina emocji, karuzela uczuć, bezsens i strach. Chłopak zupełnie nie wiedział, co ze sobą zrobić. Przymknął powieki, by łzy, które się pod nimi wezbrały nie miały okazji ujrzeć światła dziennego. Po chwili jednak zdając sobie sprawę z własnej bezmyślności zaśmiał się pod nosem i przechylił głowę w prawo, patrząc na młodą harierkę, która kiedy tylko zobaczyła, ze jej właściciel skupił na jej wzrok od razu wesoło szczeknęła. Justin uśmiechnął się szeroko i w geście podziękowania, pogłaskał psa za uchem.
-Ale masz głupiego pana- mruknął i wstał z ziemi, po czym skinieniem głowy zakomunikował towarzyszce, że najwyższy czas wracać do domu.
Kiedy przekroczył próg swojego rodzinnego domu, poczuł jak narasta w nim złość. Kolejne spotkanie z matką. Chłopak coraz bardziej zaczynał wierzyć w to, że jego mózg czasem jakby się wyłączał od reszty organizmu, a prościej mówiąc- brązowooki coraz bardziej wierzył w to, ze jest głupcem..
-O Justin świetnie, ze jesteś! Musze ci kogoś przedstawić.- od progu zaatakowała go rozpromieniona Pattie, a szatyn zareagował na to niemal alergicznie.
-Daj mi spokój nie będę pajaca udawał przed twoim fagasem- warknął zły i już chciał wyminąć matkę, kiedy ta mocno złapała go za przedramię i niemal wbiła mu swoje długie i dokładnie wypiłowane paznokcie w skórę.
-Pójdziesz tam i się grzecznie przywitasz, jasne?- wysyczała przez zaciśnięte wargi, niemal z żądzą mordu w oczach.
Chłopak w odpowiedzi pokręcił tylko głową i tak jak prosiła Pattie przekroczył próg pokoju i obdarzył spojrzeniem mężczyznę, który się tam znajdował. Szatyn nie miał zamiaru chociażby przez ułamek sekundy silić się na uśmiechy, miłe gesty, czy uścisk dłoni. Jak to miał w zwyczaju stanął na środku, ręce wsadził głęboko do kieszeni dżinsów i tupiąc butem w posadzkę oczekiwał na rozwój wydarzeń.
-Justin, to Ted… mój przyjaciel- mruknęła kobieta i spłonęła ogromnym rumieńcem- Ted to mój syn, Justin.
-To wszystko? Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie facetów, z którymi sypiasz.- odwarknął i bez zbędnych słów wyszedł z salonu. Pattie jeszcze kilka dobrych minut stała w miejscu nie mogąc otrząsnąć ze wstydu jaki ją ogarnął. A brązowooki? Z kpiącym uśmiechem wymalowanym na twarzy pomaszerował po schodach prosto do swojej dawnej sypialni.
*
            Leżąc wygodnie w łóżku wyścielonym satynową pościelą przez głowę blondynki przetaczały się różnorakie myśli i pytania. Sama nie wiedziała, co robi tutaj z Emilly, ale na wspomnienie poprzedniej nocy na jej usta mimowolnie wkradał się lubieżny uśmiech. Kochała Justina, ale kochała go za przeszłość. Za to jaki był kiedyś, co potrafił jej od siebie dać, za siły i uczucia, które wraz z nią włożył w ten związek. Jednak ten czas już nie wróci. Obydwoje się zmienili, ich drogi zaczynają się rozchodzić, a bez obustronnego wkładu nie da się już ich połączyć.
Z Emilly łączył ją nie tylko niesamowity sex, ale również prawdziwa przyjaźń. W końcu czymże byłaby miłość bez przyjaźni? No właśnie. Za to Cam kochała Emilly. Wielogodzinne rozmowy, bezustanne wsparcie, a przede wszystkim spokój. To była jej teraźniejszość, której się bała. Nie miała w sobie tyle odwagi by powiedzieć o tym szatynowi. Jednak czym jest w dzisiejszych czasach odwaga? Jej już dawno nie ma, rozmieniła się na drobne i nie jest warta żadnej, nawet najmniejszej ceny. Nazywana teraz zwykłą głupotą cierpi i powoli przestaje istnieć.
Niebieskooka zagryzła wargi w wąską linię i przekręciła się na lewy bok, po czym spojrzała na śpiąca jeszcze brunetkę. Uśmiechnęła się półgębkiem patrząc na nagie ciało swojej kochanki, okryte jedynie delikatną pościelą, a w głowie kolejny raz odtwarzała wydarzenia sprzed kilkunastu godzin. Uśmiechnęła się szerzej i delikatnie wargami musnęła obojczyk Emilly. Dziewczyna na pocałunek zareagowała niemal od razu, ponieważ szybko otworzyła oczy i na przywitanie obdarzyła Camil promiennym uśmiechem.
-Jak się spało?- zapytała brunetka i niczym młoda kotka, zgrabnie przeciągnęła się na łóżku.
-Nie najgorzej, a tobie?- odpowiedziała Camil ze śmiechem i spojrzała partnerce w oczy po czym musnęła jej wargi swoimi.
-Wiesz, co? Chyba się w tobie zakochuje- Emilly zaśmiała się i czule pocałowała niebieskooką w kącik ust. Camil jednak na te słowa wyprężyła się niczym struna i z przerażeniem patrzyła na dziewczynę. Dla niej na takie wyznania było jeszcze zdecydowanie za wcześnie, była w takim punkcie swojego życia, ze tak naprawdę nie wiedziała kim jest i co robi. A przede wszystkim, czy postępuje dobrze.
-Może masz ochotę na śniadanie?- zaśmiała się nerwowo i sprytnie zmieniła tor rozmowy na bardziej wygodny i neutralny.
-I tak przed tym nie uciekniesz- odburknęła Emilly i przekręciła się na drugi bok, pokazując tym samym Camil, że ich wymiana zdań właśnie dobiega końca, a ona nie ma już ochoty jej kontynuować.
Zdesperowana blondynka wstała z łóżka i na nagie ramiona narzuciła koszulkę Justina, która leżała na podłodze. Czując na sobie zapach chłopaka przez jej ciało przeszedł dziwny dreszcz. Coś nią wstrząsnęło. Kolejne niepewności wkradły się do jej umysłu i znów zburzyły to, co jakby się mogło wydawać Cam zgrabnie już sobie poukładała. Dziewczyna z nie tęgą miną podeszła do okna i spojrzała na ulicę. Poranne, ciepłe słońce dawało o sobie znać. Dzisiejsza pogoda była w prost idealna, ale w żaden sposób nie odzwierciedlała humoru blondynki. Smutna dziewczyna beznamiętnym wzrokiem patrzyła przed siebie i wtedy jakby na zawołanie przed domem pojawił się samochód szatyna. Przerażona zastygła w jednym miejscu.
-Justin..- tylko tyle była w stanie z siebie wykrzesać w tamtej chwili.

Od autorki: Tak bardzo chciałabym, by to opowiadanie było idealne, by was w pełni zadowolić, ale nie umiem. Ciągle jest coś nie tak, każdy chce czegoś innego i jakby na złość, nie tego co ja widze w tym opowiadaniu. No cóż.. Będzie jak jest i jak chcę ja. Rozdział na pewno lepszy od poprzedniego, ale czy to szczyt moich możliwości? Nie wiem, oceńcie sami.
Nie wiem kiedy dodam rozdział, ale chciałabym by pojawiło się pod nim chociaż 8 komentarzy ;)
Mimo wszystko nadal dziękuję, że jesteście i mnie wspieracie- oby nadal tak było!

8 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaa!!! Megaśne!
    Anżi jesteś wspaniała.
    Oczywiście, że rozdział jest lepszy od poprzedniego. Jest lepiej opisany i teraz kompletnie nie wiem co sie wydarzy, czyzby udalo im sie ogarnac zanim wejdzie do domu?

    Anżi, pamiętaj, żeby pisać przede wszystkim dla siebie to, co Tobie odpowiada, musisz to czuć.
    Mi się podoba! I chcę więcej.
    P.S. I znowu nie mam sie do czego przyczepić... :D

    Kocham i czekam na wiecej, Aga ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. omg, to jest PRZECUDOWNE !

    ubóstwiam Cię z każdym nowym rozdziałem! ;)

    czekam z niecierpliwością na kolejny :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu rozdział zagadka, nie mam pojęcia co wydarzy się dalej.
    "Fagas" Pattie mnie rozwalił, pozytywnie :D
    Do następnego rozdziału :x

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu z nią spała :D nie mogę po prostu z niej ahhaha :D . fajny rozdział :d
    ciekawe jak Justin zareaguje na Emily w jego łóżku :D
    czekam na nn !
    imaginary13

    OdpowiedzUsuń
  5. jednak cię nie zabiję ;] xd


    rozdział...no po prostu jkdhgjdkfhgjdfg zajebisty *o*
    ale łaj ty kończysz w takich momentach :| nosi mnie kurna ;x
    czekam na nn ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Anżelino on jest idealny.Podoba mi sie to że cały czas coś się dzieje.Ale mam nadzieje ze Jus bd w końcu płakać xD Spały ze sb to wgl niespodzianka :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze? To pierwszy raz spotkałam się z opowiadaniem, w którym partnerka Justina była by lesbijką! I muszę przyznać, że naprawdę podoba mi się taka odmiana. Mam nadzieję, że rozdział dodasz niebawem :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie przejmuj się tym co mówiąc inni - pisz tak jak uważasz. Czytelnicy to dodatek, mogą czytać ale nie muszą. Nie pozwól aby stawiali tobie warunki!
    Jak dla mnie jest perfekcyjnie, zazdroszczę ci talentu i pomysłu. Jak możesz informuj mnie na www.insolite-vies.blogspot.com w zakładce " spam" z góry dziękuję ;D

    OdpowiedzUsuń