sobota, 8 września 2012

Rozdział 2

Na palcach skradał się po domu, żeby tylko nie narobić hałasu i nie obudzić Cam. Nie miał ochoty na konfrontację z blondynką. Jednak tym razem miał solidną wymówkę. Camil od razu uwierzyła, że Kenny, jego pracownik, a zarazem przyjaciel ma urodziny i razem idą świętować. Zastrzegając sobie przy tym, że brązowooki ma nie wracać późno. Jeśli druga w nocy, to nie jest późna pora, to Justin wrócił tak jak prosiła go o to blondynka. Może nie powinien okłamywać swojej dziewczyny, ale nie miał wyjścia. Partyjka pokera w dobrym towarzystwie i kilka szklanek whisky, rekompensowały wszystko. Bo przecież jego dzień bez tego byłby niczym.

Ze względu na wypity alkohol, niezgrabnie stawiał kroki. Mimo usilnych starań bezszelestnego przemknięcia się do sypialni i pójścia spać, co chwilę potrącał coś nogą i robił wokół siebie szum. Kiedy tylko postawił stopę na pierwszym stopniu, za jego plecami zapaliło się światło. Brązowooki poczuł jak jego ciało się spina, a mózg w nadmiernej ilości wypuszcza do krwi adrenalinę. Szybko obrócił się przestraszony, jednak widząc Cam, która opierała się o ścianę, z rękami założonymi na piersi i ustami zaciśniętymi w wąską linię, poczuł się jeszcze gorzej. Blondynka wpatrywała się w niego, jakby chciała odczytać jego myśli.

-Co?- zapytał w końcu szatyn, jakby zupełnie nie zdawał sobie z tego o co może chodzić jego dziewczynie.

-Jak było na imprezie?- dziewczyna odpowiedziała pytaniem na pytanie. Justin zmarszczył czoło i zastanawiał się jaki podstęp tym razem uknuła Camil.- No odpowiedz!- warknęła wściekle, nadal wpatrując się w chłopaka.

-Normalnie.- wzruszył ramionami i chciał udać się do sypialni, ale blondynka szybko złapała go za nadgarstek i przyciągnęła do siebie.

-Z kogo ty chcesz zrobić wariata? Kenny dzwonił i pytał się o ciebie. Złożyłam mu życzenia urodzinowe, a on mnie wyśmiał, mówiąc, że jego urodziny są za pół roku!- blondynka wykrzyczała mu wszystko prosto w twarz, mocno przy tym gestykulując.- Mam już tego dość, nic do ciebie nie dociera!

-Cam, daj spokój to tylko niewinne kłamstwo- mruknął jakby na swoje usprawiedliwienie.

-Mam tego dość, rozumiesz?- zawyła i zalała się łzami, które tak mocno starała się ukryć.

Justin stanął zdziwiony. Nie wiedział jak ma się zachować. Nie chciał już bardziej denerwować swojej dziewczyny. Nie wiedząc, co zrobić przyciągnął do siebie blondynkę i mocno przytulił. Dziewczyna jakby w odwecie wbiła mu przez materiał bluzy swoje paznokcie. Justin skrzywił się tylko, jednak nie zareagował. Wiedział, że zasłużył i jak zwykle nie chciał się awanturować.

-Kocham cię- szepnął Cam do ucha i delikatnie musnął jej usta.

Czy był pewien swoich słów? Sam nie wiedział. Chciał czuć do dziewczyny, to co kiedyś, ten ogień, który rozpalał jego serce. Jednak po drodze zagubił się w tym wszystkim i nie potrafił już znaleźć utraconych uczuć. Pragnął dać Camil tyle, ile ona sama mu dawała. Był za słaby, nie potrafił. Nie wiedział nawet, czym tak naprawdę jest miłość. Po tym jak ojciec od nich odszedł i założył nową rodzinę, szatyn był dla niego tylko przykrym wspomnieniem poprzedniego życia. A matka? Ona swoją miłość przelewała na coraz to nowych mężczyzn, którzy pojawiali się u jej boku. Justin też nigdy nie próbował odnaleźć w swoich poprzednich związkach prawdziwych uczuć. Podstawą tych znajomości było łóżko. Dopiero Camil pokazała mu, co to znaczy być z kimś na poważnie i jak się powinno kochać. Tylko on w między czasie zagubił gdzieś tę wiedzę.

Szatyn mocniej zacisnął dłonie na biodrach blondynki i maksymalnie zmniejszył dystans między ich ciałami. Dziewczyna natomiast zarzuciła brązowookiemu dłonie na szyję i mocniej wpiła się w jego usta. Obydwoje wiedzieli czego chcieli. Byli spragnieni siebie nawzajem. Justin nawet na chwilę nie odrywając ust od swojej partnerki, wziął ją na ręce i chwiejnym krokiem wszedł po schodach i skierował się do sypialni. Rzucił Cam na łóżko i nie chcąc tracić czasu, zerwał z niej satynową koszulę nocną. W ten sposób zostawiając dziewczynę jedynie w czarnych, koronkowych figach.

Justin namiętnie całował usta blondynki, schodząc powoli coraz niżej. Z warg przeniósł się na policzek, potem szyję, obojczyk, aż wreszcie dotarł do piersi. Dokładnie całował jedną pierś, drugą zaś delikatnie trzymał w dłoni. Ciche pomrukiwania Cam, utwierdzały go w przekonaniu, że to, co robi jest dobre. Składał delikatne pocałunki na skórze, jednak na dłużej zatrzymał się przy sutku. Blondynka zagryzła dolną wargę i wydała z siebie jęk przyjemności. Dziewczyna nie chcąc być dłużna, sprytnym ruchem rozpięła bluzę, którą szatyn miał na sobie, a potem ściągnęła z niego podkoszulek. Głodziła jego nagi tors, zostawiając na nim czerwone ślady po paznokciach. Justin mruczał z rozkoszy. Jednak ekstaza miała dopiero nadejść.

Camil złapała Justina za ramiona i pchnęła tak, że teraz to on leżał na łóżku, a ona siedziała na nim okrakiem. Chłopak gładził dłońmi ciało blondynki, jego ręce były wszędzie. Na biodrach, pośladkach, udach i piersiach. Dziewczyna składała delikatne pocałunki na klatce piersiowej Justina, co doprowadzało go niemal do szaleństwa. Mocno zaciskając dłonie na jedwabnej pościeli, dodawał się pieszczotą dziewczyny. Camil pocałunkami schodziła coraz niżej, w końcu zatrzymując się na brzuchu. Muskała ustami skórę w tym miejscu, co jakiś czas delikatnie przygryzając ją zębami. Justin pomrukiwał tylko z rozkoszy, głowę odchylając w tył. Jednak kiedy Camil zaprzestała swych pocałunków przy pępku i zaczęła wodzić wokół niego językiem, Justin pisnął z rozkoszy. Zrzucił z siebie blondynkę i niczym poparzony zeskoczył z łóżka i zdjął z siebie spodnie wraz z bokserkami. Chwilę potem ostatnia część garderoby dziewczyny również wylądowała na podłodze.

Spojrzał w oczy Camil i delikatnie w nią wszedł. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy i mocniej przylgnęła do chłopaka. Coraz energiczniejsze ruchy bioder, przyśpieszony oddech, spocone ciała. Szybkość i głębokość, krzyki dziewczyny i pomrukiwanie chłopaka. Już za chwilę miała ich oblać fala ekstazy, na którą oboje tak czekali.

-Mój Boże!- głos blondynki rozszedł się echem po pokoju. Justin opadł obok ciała swojej parterki i mocno ją do siebie przytulił. Słysząc jej ciężki oddech, uśmiechnął się półgębkiem, wiedząc, że udało mu się ją zadowolić. Wtuleni w siebie i szczęśliwi- zasnęli.

*

Podniosła ciężkie powieki i od razu poraziło ją światło wpadające do pokoju przez niezasłonięte okno. Zaklęła cicho pod nosem i poniosła się do pozycji siedzącej. Omiotła spojrzeniem puste pomieszczenie. Justin miał być w warsztacie, bo dziś mieli do zrobienia coś ważnego. Podkuliła nogi i oplotła je rękami, a potem oparła na nich brodę. Nie miała pewności, że chłopak jej znów nie okłamał. Miała już tego dość, nie była wystarczająco silna, by trwać a w tym dalej. Musiała podjąć jakieś radykalne kroki. Wiedziała, że nie będzie w stanie żyć bez szatyna, ale jeżeli nie zaserwuje mu terapii wstrząsowej, chłopak sam nie zerwie z nałogiem. A co jeśli po jej odejściu on popadnie jeszcze bardziej w swój nałóg i przegra wszystko? Nikt nie wiedział jak to wszystko będzie wyglądać, a ona mogła mieć jedynie nadzieję, że wszystko się ułoży. W końcu.

Wstała z łóżka i na swoje nagie ciało włożyła koszulkę Justina, którą akurat miała pod ręką. Pociągając nosem weszła do garderoby. Z całej siły starała się powstrzymać łzy, które kłębiły się pod powiekami. Wyciągnęła dużą walizkę i zaczęła do niej wrzucać swoje ubrania. Nie miała konkretnego planu, po prostu wiedziała, że musi na jakiś czas zniknąć z jego życia. Dać mu czas do przemyśleń. W innym wypadku nic, nigdy nie ulegnie zmianie. Kiedy wrzucała swoje rzeczy do walizki, sama nawet nie wiedziała kiedy rozpłakała się. Trzy lata spędzone razem i to wszystko od tak, miało przepaść? Nie mieściło jej się to w głowie. Kochała go najbardziej na świecie, a każdy dzień bez niego był dla niej bezsensowny.

Zapięła walizkę i odstawiła w róg pomieszczenia, a sama udała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic i gumką związała ciągle mokre włosy. Nie obchodziło jej to jak wygląda, nie dziś. Chciała po prostu zniknąć niezauważona i zaoszczędzić sobie przy tym bólu. Weszła do sypialni i włożyła krótkie granatowe spodenki i białą bluzkę w paski. Nie patrzyła nawet na siebie. I bez tego doskonale zdawała sobie sprawę, jak tragicznie musi wyglądać. Wierzchem dłoni otarła ostatnie łzy i biorąc w dłoń rączkę od walizki zeszła na dół. Z szuflady w kuchni wyciągnęła czystą kartkę i długopis. Musiała mu napisać chociaż kilka słów. Nie mogła od tak odejść.

„Nie wiem jak mam zacząć i co napisać, bo tak naprawdę nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Po prostu kocham Cię i chcę dla Ciebie jak najlepiej. Nie myśl, że odchodzę na zawsze. Nigdy! Bez Ciebie nie ma mnie i chciałabym żeby było na odwrót. Dlatego znikam, by dać Ci czas na przemyślenie pewnych spraw.

Jeśli będziesz pewien, że kochasz mnie tak jak ja Ciebie, kiwnij tylko palcem, a znów przy Tobie będę.

Cam.”

Odłożyła list na kuchenny stół i zanosząc się od płaczu wyszła z kuchni. Zabrała kluczyki, dokumenty i walizkę, która stała przy schodach. Z ciężkim sercem zamknęła drzwi willi i podeszła do samochodu. Otworzyła bagażnik, wrzuciła do niego walizkę, po czym zamknęła go z trzaskiem i weszła do środka samochodu. Wbiła się w siedzenie i kręcąc głową starała się uspokoić- na marne. Całe ciało jej drżało, serce biło zdecydowanie za szybko, a krew buzowała w żyłach jak szalona. Jak to teraz będzie? Co ja bez niego zrobię? Myślała, czuła się jak mała bezradna dziewczynka, która sama nie jest w stanie nic zrobić. W przypływie emocji wyciągnęła z kieszeni spodenek telefon i wystukała na dotykowym ekranie, doskonale jej znany ciąg dziewięciu liczb.

-Słucham- po chwili usłyszała w słuchawce zachrypnięty głos szatyna.

-Gdzie jesteś?- zapytała w miarę spokojnym głosem, kiedy po kilku głębokich wdechach czuła, że nie wybuchnie spazmatycznym płaczem.

-W pracy- mruknął niewyraźnie.-Stało się coś?

-Nie, chciałam tylko żebyś wiedział jak bardzo cię kocham- wyszeptała i zacisnęła mocno powieki- Kocham cię Justin!- tym razem udało jej się powiedzieć to pewnym siebie i mocnym głosem

-Ja ciebie też kocham Cam- zaśmiał się chłopak.

Camil nie czekała na nic więcej. Zakończyła połączenie i za chwilę całkiem wyłączyła telefon, by mieć pewność, że szatyn nie zadzwoni i nie namówi jej do powrotu. Rzuciła telefon na siedzenie pasażera i włożyła kluczyki do stacyjki. Znów kilka głębszych wdechów i mogła zacząć prowadzić. Spojrzała ostatni raz na ich wspólny dom i wcisnęła pedał gazu.

Odjechała. Na zawsze? Tego nie wie. Ale wiedziała, że całym sercem pragnęła by znów być w domu, w ramionach brązowookiego.

Od autorki: Nawaliłam, strasznie. Znowu, ale nie wiem czemu mam taki zastój z pisaniem

Rozdział jest do dupy i strasznie was za niego przepraszam, ale bardzo chciałam wam napisać cokolwiek. Mam nadzieję, że to niedługo minie i wszystko będzie dobrze.

Póki co, na bilive-in-you nie ma co się spodziewać rozdziału.

Dziękuje, za poprzednie 4 komentarze i jeśli ktoś chce być informowany nich śmiało piszę ;] Ja nie gryzę, nie kopię i nie drapię ;)

Pozdrawiam was cieplutko <3


2 komentarze:

  1. No nareszcie :) Już myślałam, że się nie doczekam. Przyznam, rozdział do najlepszych nie należy, ale też nie jest najgorszy. Na pewno jest ciekawy i ma w sobie akcję.
    Aż trudno uwierzyć, że Cam naprawdę odeszła. Jestem niemal stuprocentowo pewna, że Justin będzie zupełnie wściekły i zacznie jej szukać.
    Czekam na następny rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twój, blog ^^. Nie mów , ze nawaliłaś bo nie. To jest zajebisty rozdział, ogólnie twój blog jest zajebiście-zajebisty ;p Czekam na następny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń